Madga Olech - Psychoterapeuta

Dziś o drzazgach. 

Tych dosłownych i metaforycznych.

Tych, które widzimy, słyszymy, czujemy.

O drzazgach, które próbujemy wyciągnąć, które przywołujemy we wspomnieniach, ale także o tych, które wrosły nam pod skórę.

Te dosłowne, widoczne drzazgi, to te wszystkie elementy naszego otoczenia, które wywołują w nas dyskomfort, niepokój.

Elementy wystroju, przedmioty, którymi się otaczamy, a które przywołując wspomnienia, kojarzą się nam z konkretnymi, często nieprzyjemnymi, wydarzeniami, osobami, sytuacjami. Widząc je każdego dnia, czujemy to cierpkie uczucie/ukłucie.

Z kategorii drzazg niemal dosłownych: takimi drzazgami mogą być też ludzie wokoło nas. Niekiedy zwanymi toksycznymi. Taka osoba, często egoistyczna, nieempatyczna, nieprzewidywalna, stosująca szantaż emocjonalny, wzbudzająca w nas poczucie winy, uwielbia nas osądzać, krytykować, karmić się naszymi reakcjami, naszymi porażkami. Po dostaniu się takiej drzazgi pod naszą skórę, czujemy się emocjonalnie wyczerpani, smutni i zmęczeni.

Z kolei, drzazgi metaforyczne, to te wszystkie zadry, które nosimy w sercu i w głowie. Wszystkie niedokończone rozmowy, niewyjaśnione nieporozumienia, wieloletnie konflikty, niewypowiedziane żale, potrzeby, pragnienia.

Drzazgi początkowo mocno kłują, a wysyłając konkretne sygnały, są łatwe do zlokalizowania. Można się ich pozbyć niemal natychmiastowo. Zaleczyć błyskawicznie delikatne przerwanie naskórka. Drzazgi niewyciągnięte, niezaopatrzone, zrastają się z nami, z czasem powszednieją, stają się niezauważalne. Prawie ich nie ma. Tylko my jacyś tacy rozdrażnieni, pokłuci, poranieni.

– M❤️